poniedziałek, 21 grudnia 2009

Z przymrużeniem oka ;)

Dzisiaj lekko żartobliwie, dla rozluźnienia, dla lekkiego uśmiechu w pędzie między niekupioną choinką, namoczonym śledziem i odkurzaczem na środku pokoju...

dedykuję Wam fragment scenariusza "Shirley Valentine" ze strony Krystyny Jandy,

 pracowicie (z lekka "fonetycznie" i niegramatycznie dla podkreślenia charakteru postaci) spisana przez aktorkę ze swojej mówionej latami wersji (przedstawienie cudowne, oglądałam go 3 razy i chętnie obejrzałabym jeszcze (nie) raz!!! ukłony dla Pani Krystyny);

tu opowiada o przedstawieniu "Jasełek" w szkole syna tytułowej bohaterki:




I nagle przyszedł jakiś nowy dyrektor. Młode toto przyszło, psychologie chyba toto skończyło. Jak ten tu zaczął do mnie wydzwaniać! I któregoś dnia tak tu do mnie dzwoni i mówi:

- Wie pani, ja tak to pani dziecko obserwuję.

Se myslę: No ciekawe co zaobserwował. Nie? A on:

- Wie pani? Że w tym dziecku to nie ma ani odrobiny zła? Wie pani?

To mnie dopiero szlak trafił! No jak nie ma, to czego do mnie dzwonisz, głowę mi zawracasz? A on mówi:

- Wie pani, tylko że zdaje się, że do niego nie dotarło, że z każdego działania wynika jakiś skutek? Wie pani? Postanowiłem dać mu odpowiedzialne zadanie i dać mu główną rolę w naszym przedstawieniu wigilijnym, rolę świętego Józefa.

No, jak się ten dowiedział, że on ma grać główną rolę! To się zrobił dumny jak paw. Myślał, że oni go wybrali, bo on jest taki fantastyczny aktor. A ja mu nic nie mogłam powiedzieć, bo ty wiesz, że ta cholerna psychologia nawet działała? Nagle zaczęło toto działać! Zaczęły się próby i nagle wszyscy z niego zadowoleni. Nauczyciele zadowoleni. Dyrektor. Ja z niego zadowolona. Ale ja to nieważne, ja to zawsze byłam z niego zadowolona. Bo to było takie zawsze dobre dziecko. Nie, Ściana? Od samego początku. To było takie dobre dziecko. A on sam to już taki z siebie zadowolony. Siedział tam u siebie na górze i powtarzał role: - Jesteśmy utrudzonymi wędrowcami. Zmierzamy do Betlejem. Moja żona spodziewa się dziecka, szukamy noclegu. Takie tam było coś w podobie.

W dzień przedstawienia ubrałam się ładnie, no bo nie chciałam mu robić wstydu. Przychodzę, sala udekorowana! Nabite tych rodziców, oficjele w pierwszych rzędach, dyrektor. Fajnie się zaczęło, bo weszły aniołki i pomachały mamusiom. Fajny początek. No i kolej na Brajana! Wchodzi. Ciągnie osła na sznurku. Takiego konia na biegunach, ale mu takie kółeczka dorobili. Na ośle Najświętsza Panienka, ale mama tej dziewczynki to ze dwa tygodnie nie spała. Loki toto ma ukręcone, rzęsy sztuczne przywalone, suknia!.... Taaka, falbanki. Hiszpanka jedzie! Siedzi toto na ośle i macha do matki. A Brajan, widzę, że jest wkurzony! I ma rację. Bo, jak się jest na scenie, to nie ma co machać do matki, tylko trzeba zagrywać. A ten! Jakby kandydował do Oskara! Klepie tego osła po pysku! Karmi go sianem co chwile. Dochodzi do drzwi oberży. Takie wielkie drzwi zrobili, i Brajan puka: PUK! PUK PUUK!!! Kurcze. Wychodzi taki mały oberżysta. Fajnego takiego chłopczyka dobrali. I Brajan zaczyna to swoje: - JESTEŚMY UTRUDZONYMI WĘDROWCAMI! ZMIERZAMY DO BETLEJEM! MOJA ŻONA SPODZIEWA SIĘ DZIECKA, SZUKAMY NOCLEGU! (Nie wiem, kto to wyreżyserował). Na to ten oberżysta zaczyna to swoje: - Niestety, niestety, nie mamy tu wolnych miejsc. Na co Brajan miał powiedzieć: - Musimy znaleźć jakiś nocleg. Choćby nędzną stajenkę. I miał wziąć osła, Najświętszą i pójść. W ogóle tego nie zrobił. Nie wiem, czy tak go wkurzyła ta Najświętsza? Czy nagle się zorientował, że rola świętego Józefa to nie jest jakieś wielkie mi co? Odwraca się do tego oberżysty i mówi: - JAKIE ZAJĘTE? CO MI TU ZAJĘTE? CO TO MOŻE JA TU REZERWACJI NIE ROBIŁEM?

Ściana! Co się na tej sali zaczęło dziać!? Ten oberżysta to tak zgłupiał! Broda mu zaczęła latać jak na sprężynie. Ta Najświętsza się zalała łzami! Loki się jej od razu rozkręciły, rzęsy odkleiły! Ryczy toto na tym, ośle! A Brajan? W ogóle nie przestaje! Udaje tatusia, którego coś ugryzło: - JAKIE ZAJĘTE? CO MI TU ZAJĘTE? REZERWACJE TU MIAŁEM! ŻONA BĘDZIE MI TU ZA CHWILE RODZIĆ, ZASPY, ŚNIEŻYCA DOOKOŁA. GDZIE JA TERA BEDE CZEGO NOWEGO SZUKAŁ W OKOLICY!?

Dyrektor do mnie macha. No, co? Gupi? Co mam lecieć na scenę i go zlać? Zwariował czy co? Najlepszy był ten oberżysta, bo on się kapnął, że z moim Brajanem dalej z wyuczoną rolą nie ujedzie. No nie ujedzie. Robi krok do mojego Brajana i mówi: - Aaa, koleś! Ostatecznie! Jak już macie się taką ochotę przespać, to co to za sprawa? Wzięli osła, najświętszą, poszli, zamknęli drzwi. Koniec! No, nie było dalej co grać!

Teraz to, jak to z Brajanem wspominamy, to się śmiejemy. Ale wtedy? Ja myślałam, że ja się na tej sali pod ziemie zapadnę! Wszystkie gazety o tym następnego dnia napisały! Takie były tytuły! JÓZEF I MARIA NIE DOTARLI DO BETLEJEM!


 -------------------------

obśmiałam się jak norka, czego i Wam życzę ;)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz